Friday, June 21, 2013

"In Arabian Nights" Tahir Shah


Przyjemna lektura. Czytałam przed wyjazdem do Maroka i bardzo żałuję, że nie zaczęłam od pierwszej książki o Maroku tego autora "The Caliph's House". Codzienne życie w Casablance Afgańczyka wychowanego w Wielkiej Brytanii, poszukującego jednocześnie "opowieści swojego serca". 

Ciekawe spojrzenie na różnice kulturowe i cywilizacyjne między Zachodem a światem arabskim, przeplatane starymi arabskimi bajkami i przypowieściami. Podobno Europejczycy nie rozumieją świata symboli i paraboli tak bliskiego kulturze Wschodu. W moim przypadku to prawda - próbując pojąć sens bajek czułam się jak na lekcji polskiego, gdy pani pytała " co autor chciał przez to powiedzieć?". W/g autora my na Zachodzie chcemy ciągłych zmian i możliwości wyboru, oni trzymają się idei i przedmiotów od wieków wypróbowanych. Autor w wielu twierdzeniach naszą kulturę ocenia nieco negatywnie, ale w życiu codziennym mocno się jej trzyma i między wierszami zdumiewa niektórymi arabskimi obyczajami.

"Within Tuscany" Matthew Spender


Spojrzenie na Toskanię brytyjskiego rzeźbiarza, żyjącego tam od końca lat 60-tych. Pięknie pisze o Michelangelo i Pontormo. Znakomicie potrafi się podzielić wrażeniami z mniej uczęszczanych zakątków Toskanii, prezentuje też kilku lokalnych bohaterów. Zaczyna się nudno, rozkręca się po ok. 50 stronach. Na szczęście autor nie skupia się nad remontem swojego domu, jak to ostatnio jest w modzie w tego typu książkach. To zresztą stary "expat" jeszcze sprzed "Under the Tuscan Sun". Bogu za to dziękować!

Wolałabym jednak, żeby początkowo bardzo nieśmiało zarysowany romansowy wątek pozostał do końca zupełnie niedopowiedziany i zostawił domysły dla czytelnika. Książka jest troszkę niespójna - to bardziej zbiór esejów niż powieść, choć przez całość przewijają się pewne wspólne wątki, więc założenie było raczej powieściowe.

"A Thousand Days in Tuscany" Marlena de Blasi


Marlena de Blasi pisze przyjemnie, malarsko, a o jedzeniu z wyjątkową wręcz pasją. Podobały mi się fragmenty, w których widziałam wspólne dla mieszkańców Śródziemnomorza obyczaje (może rozniesione po okolicy przez Rzymian - ale to już moja interpretacja). Kupowanie oliwy u producenta w wielkich amforach, zbieranie kasztanów, winobranie - wszystko obrazowo ujęte.

Niestety nie obyło się bez odrobiny filozofii dla ubogich. Jak np. że trzeba zacząć żyć tak jak się o tym marzy. ;) No, ba ... dobrze wiedzieć. Chociaż na tym polu de Blasi nie osiąga na szczęście wątpliwych wyżyn prezentowanych przez dwóch panów (tu zagadka: jeden Brazylijczyk i jeden Polak, obaj zdobyli popularność w ostatnich 10-15 latach). 

Nie porywają mnie też wzmianki z życia osobistego, zwłaszcza wspominanie niby mimochodem o uprawianiu miłości na toskańskim polu. Ale może się czepiam.... Bardzo nierealistyczna postać toskańskiego wieśniaka - cytującego św. Augustyna i renesansowych filozofów. Ale właściwie - co ja tam wiem o toskańskich wieśniakach...

Mimo tej krytyki, książkę oceniam pozytywnie (choć nie kryję, że miałam do niej początkowo niechętne nastawienie). Autorkę, będącą jednocześnie narratorem, można polubić, nawet z jej dziwactwami, z których można się nawet trochę pośmiać (nie jestem tylko pewna czy to był cel pisarki). Język jest momentami raczej barokowy, ale w Toskanii jakoś to nie przeszkadza (choć bardziej na miejscu byłby ujęty w ryzy renesansowy). Uroniłam nawet pod koniec książki parę łez.