Sunday, July 20, 2008

"Hot sun, cool shadow" Angela Murrills


W ostatnich 10-15 latach był przeogromny wysyp książek, których fabułę można by było streścić tak: bohater (zwykle jest to również autor książki) ma dość życia w swoim kraju i dlatego postanawia osiedlić się w jakimś uroczym zakątku świata (w 99 przypadkach na 100 jest to francuska lub włoska prowincja), z dala od światowego zgiełku, po czym raczy nas swoimi obserwacjami na temat swojego aktualnego miejsca zamieszkania. Te obserwacje są mniej lub bardziej odkrywcze, czasami okraszone humorem (Peter Mayle), innym razem znów zwiewnie-romantyczne (Frances Mayes). Po 2-3 pozycjach z tego gatunku mamy już tego typu literatury naprawdę serdecznie dość.

Z tego powodu z dość mieszanymi uczuciami nabyłam książkę Kanadyjki Angeli Murrills, obawiając się, że schemat się i tutaj powtórzy. Jedynym bodźcem był w zasadzie nas wakacyjny przejazd przez Langwedocję i potrzeba jakieś w miarę turystycznej lektury na temat tej okolicy. Pierwsze strony książki źle mnie nastroiły, bo autorka zaczęła bardzo typowo - od trudnych poszukiwań letniego domu we Francji. Później jednak było coraz lepiej - rozdziały dotyczące poszczególnych atrakcji turystycznych Langwedocji, z mocnym akcentem na atrakcje kulinarne. Sporo informacji na temat historii regionu, a wszystko to podane ładną prozą i przyjemne do czytania. W sumie książka przypomina subiektywny nieco, ale obszerny przewodnik po okolicy. Nie można zapomnieć jeszcze o świetnych szkicach męża autorki i towarzysza jej wypraw po Langwedocji, którymi jest okraszony ten tomik.

2 comments:

Bea said...

Agnieszko, jak to sie stalo, ze nie zauwazylam wczesniej tego bloga?
Zgadzam sie z Toba, ze te ksiazki o ktorych wlasnie piszesz czesto sa bardzo przewidywalne, aczkolwiek bardzo lubie i Frances Mayes i Petera Mayle'sa (choc przy trzeciej czesci 'Prowansji' bylam juz lekko znuzona...). "Hot sun, cool shadow" nie znam jeszcze, ale po Twojej rekomendacji chetnie po nia siegne :)
Pozdrawiam serdecznie!

Małgoś said...

W PL chyba jeszcze nie zagościła...Jednakowoż będę miała oczy szeroko otwarte, bo nawet lubię takie sielskie czytadła. Niestety ta przewidywalność fabuły zaczyna być powoli irytująca. ;-) Obecnie czytam z tego gatunku "Winnice Toskanii" Ferenc Mate (! cóż za podobieństwo nazwisk !;-) i po "Pod słońcem Toskanii" czuję się niedopieszczona...;-)