Tuesday, March 3, 2009

"A Year in the Merde" Stephen Clarke



Wydawałoby się - cóż może być bardziej klasycznie komediowego niż perypetie Anglika rzuconego na paryski bruk. Kolokwialny tytuł lekko mnie odstręczał, ale w końcu zabrałam się do lektury książki o Francji widzianej oczami obcokrajowca. Dodajmy, że z gruntu negatywnie nastawionego obcokrajowca.

Miejscami jest to rzeczywiście zabawnie napisane i nie można się powstrzymać od chichotania, zwłaszcza gdy się miewało podobne perypetie. Ale nie można się oprzeć wrażeniu, że główny bohater wnioskuje o całej populacji na podstawie swoich negatywnych doświadczeń z pojedynczymi ludźmi. Cóż, to w końcu bardzo ludzkie, choć zupełnie nie imające się rzeczywistości. Mogę coś na ten temat powiedzieć obserwując samą siebie i emigracyjne środowisko, w którym się nieraz obracam.

Rozbrajająco idiotyczne jest wytykanie Francuzom na każdym kroku fatalnej angielskiej wymowy. Jeden, dwa przykłady mogą bawić, ale ich dziesiątki świadczą o jakiejś obsesji. Chciałoby się rzec "Przyganiał kocioł garnkowi". Dodam jeszcze, że główny bohater nie jest turystą. On pracuje w Paryżu, we francuskiej firmie, a jednak najwyraźniej chciałby, żeby porozumiewano się z nim w stolicy Francji angielskim z oksfordzkim akcentem.

Głębokich socjologicznych obserwacji nie można się oczywiście po tej książce spodziewać, choć nieraz autor dość bystrze obserwuje otaczającą go rzeczywistość i z humorem nam ją prezentuje.
Podsumowując książka trochę w stylu serii "Xenophobe guide to ... " (zawsze zamierzam sobie kupić tą o Polakach), choć w bardziej subiektywnym wydaniu.