Follet nie ustrzegł się jednak czasami drobnych (aczkolwiek niezwykle denerwujących) nielogiczności. Niby to drobiazgi, ale gdy czytelnik łapie na nich pisarza nie może już uznać książki za wybitne dzieło.
I jeszcze kwestia interpretacji historii - Thomas Beckett nie był chyba aż tak świetlaną figurą zwłaszcza z punktu widzenia angielskiej państwowości. Nie da się oprzeć wrażeniu, że Follet przedstawia go dość jednostronnie i mocno gloryfikuje. A przecież każdy pisarz wie, że drobne skazy charakteru dodają wiarygodności postaci (a może autor przejął się tym, że Beckett już kilka lat po śmierci został uznany za świętego...).
W książce razi niestety przewidywalność zdarzeń i to jest chyba mój najpoważniejszy zarzut.