Wreszcie doczytałam sobie kolejną książkę z cyklu "Malazańska księga poległych". Nie wygląda mi na ostatnią, z czego się cieszę, bo bohaterów i ich niezwykłe perypetie darzę sporą sympatią. Stara gwardia się co prawda trochę wykrusza, ale zawsze pojawiają się jacyś nowi, równie oryginalni bohaterowie. Autor jakoś zawsze robi mi też niemiłego psikusa i często gęsto uśmierca bohatera, z którym wiążę największe nadzieje i sympatie. Miałam zresztą tym razem trochę trudności z przypomnieniem sobie niektórych szczegółów wielowątkowej fabuły, bo zrobiłam sobie sporą przerwę między kolejnymi tomami.
O stylu i narracji Eriksona pisałam już tutaj i jeszcze tu, a w tomie "Ekspedycja " nie uległa ona większym zmianom. Tylko tłumacz się jakoś szczęśliwie tym razem opanował z "urękawicznionymi dłońmi", a może bohaterowie przestali nosić rękawiczki... ;)
No comments:
Post a Comment