Friday, June 21, 2013

"A Thousand Days in Tuscany" Marlena de Blasi


Marlena de Blasi pisze przyjemnie, malarsko, a o jedzeniu z wyjątkową wręcz pasją. Podobały mi się fragmenty, w których widziałam wspólne dla mieszkańców Śródziemnomorza obyczaje (może rozniesione po okolicy przez Rzymian - ale to już moja interpretacja). Kupowanie oliwy u producenta w wielkich amforach, zbieranie kasztanów, winobranie - wszystko obrazowo ujęte.

Niestety nie obyło się bez odrobiny filozofii dla ubogich. Jak np. że trzeba zacząć żyć tak jak się o tym marzy. ;) No, ba ... dobrze wiedzieć. Chociaż na tym polu de Blasi nie osiąga na szczęście wątpliwych wyżyn prezentowanych przez dwóch panów (tu zagadka: jeden Brazylijczyk i jeden Polak, obaj zdobyli popularność w ostatnich 10-15 latach). 

Nie porywają mnie też wzmianki z życia osobistego, zwłaszcza wspominanie niby mimochodem o uprawianiu miłości na toskańskim polu. Ale może się czepiam.... Bardzo nierealistyczna postać toskańskiego wieśniaka - cytującego św. Augustyna i renesansowych filozofów. Ale właściwie - co ja tam wiem o toskańskich wieśniakach...

Mimo tej krytyki, książkę oceniam pozytywnie (choć nie kryję, że miałam do niej początkowo niechętne nastawienie). Autorkę, będącą jednocześnie narratorem, można polubić, nawet z jej dziwactwami, z których można się nawet trochę pośmiać (nie jestem tylko pewna czy to był cel pisarki). Język jest momentami raczej barokowy, ale w Toskanii jakoś to nie przeszkadza (choć bardziej na miejscu byłby ujęty w ryzy renesansowy). Uroniłam nawet pod koniec książki parę łez.

No comments: